bartlomiej golebiewski podyskutujmy

Prawie każdy z nas grał kiedyś na konsoli lub komputerze w jedną z popularnych serii gier piłkarskich. Jedną z charakterystycznych cech takiej gry jest sterowanie każdym zawodnikiem wybranej drużyny podczas meczu. Dokonujemy wielu wyborów, nieraz w trudnych sytuacjach. Podajemy, wchodzimy w drybling, strzelamy bramki, bronimy. Możemy wybrać każdą drużynę na świecie i zwyciężyć z nią we wszystkich możliwych rozgrywkach. Podczas takiej gry to my jesteśmy „mózgiem” i „centrum dowodzenia” swojego zespołu. To my myślimy za każdego z 11 swoich zawodników. „Podaj”, „strzelaj, „wrzuć”, „wracaj”, „podaj do Jaśka”, „zmień stronę”, „nie kiwaj”. To tylko kilka z mnóstwa komunikatów słyszanych co weekend na wszystkich poziomach, we wszystkich kategoriach wiekowych rozgrywek piłkarskich w Polsce. Też jesteśmy „mózgiem” i „centrum dowodzenia”. Jakie są różnice pomiędzy dwiema przedstawionymi sytuacjami? To chyba oczywiste i każdy z Was trenerów to wie. Jednak nie każdy z nas się do tego stosuje i bardzo często zdarza się, że wirtualną rozgrywkę przenosimy na rzeczywiste boiska.

Zadajmy sobie proste pytanie: „Co jest najważniejsze w piłce nożnej?”. Odpowiedź jest oczywista – zwycięstwo w meczu, lidze, pucharze, mistrzostwach itp. Co jest najważniejsze w grze komputerowej? To samo. Zadajmy inne pytanie: „Co jest najważniejsze w piłce dziecięcej/młodzieżowej?”. Tu odpowiedź też jest prosta – rozwój. Tylko jak rozwijać zawodników, stymulować ich do myślenia, skoro to trenerzy podejmują za nich większość decyzji. Czasami odnoszę wrażenie, że trenerzy od najmłodszych kategorii wiekowych czują się, jakby mieli w rękach przyrząd, z którym za pomocą niewidzialnego kabla połączeni są ich wszyscy zawodnicy i sterują nimi tak, jakby rozgrywali finał mistrzostw świata na konsoli. Niestety życie jest o wiele brutalniejsze od gry komputerowej. Sterowanie swoimi zawodnikami podczas gry w piłkę nożną (szczególnie tymi najmłodszymi) może mieć bardzo przykre konsekwencje.

Może zanim przejdziemy do tego, jak z tym walczyć lub jak to stopniowo niwelować, zastanówmy się, dlaczego tak się dzieje, że chcemy podejmować wszystkie decyzje za swoich podopiecznych? Uważam, że w tym przypadku większość trenerów wpadło w pułapkę wyników. Każdy chce wygrywać mecze i nikt nie lubi wracać do domu jako przegrany. Czy jeżeli przegrałem to znaczy, że jestem słabym trenerem? Co powiedzieć zawodnikom? Co gorsza, rodzicom małych dziesięciolatków, jeżeli przegraliśmy 5:0?! Przede wszystkim musimy zacząć od tego, że trening to długi i bardzo żmudny proces. Trzeba być przy nim skrupulatnym, konsekwentnym i sumiennym. Trzeba również pamiętać, że to, czego nauczymy w tygodniu treningowym, ma swój sprawdzian podczas meczu ligowego lub sparingu w weekend. I tak jak w szkole, nauczyciel podczas nauki i doskonalenia danego elementu pomaga i ewentualnie koryguje błędy, jednak podczas klasówki jesteśmy zdani jedynie na siebie i sami musimy rozwiązać wszystkie sytuacje problemowe, za co na dodatek zostajemy ocenieni.

Sytuacja z treningiem jest bardzo podobna. Podczas nauki i doskonalenia danych elementów techniczno-taktycznych w tygodniu musimy korygować błędy, namawiać do podjęcia innych decyzji, pomagać w szukaniu rozwiązania. Jeżeli jednak przychodzi czas meczu, musimy zachowywać się jak wspomniany nauczyciel. Nasi zawodnicy powinni sami podejmować decyzje i sami rozwiązywać sytuacje problemowe zaistniałe na boisku. Oczywiście w najmłodszych kategoriach wiekowych. Czasami zdarzają się sytuacje, że zawodnicy nawet nie wiedzą, która to prawa, a która lewa strona boiska. Należy wtedy im pomóc i naprowadzić na właściwą decyzje. Można to zrobić jednak w przemyślany sposób, np. zadając im pytania, których odpowiedzi będą rozwiązaniem problemu zaistniałego na boisku.

Wracając do wcześniej postawionych pytań, myślę, że każdy trener, który za dobro swoich zawodników będzie miał rozwój, nie będzie przykładał największej wagi do wyników, lecz do sposobu gry i realizacji założeń przedmeczowych przez swoich zawodników. Przecież nie chodzi bowiem o to, żeby wygrać ligę w wieku 10 lat. Chodzi o to, żeby nasz wychowanek w przyszłości mógł spełniać swoje marzenia, grając na najwyższym poziomie. Uważam, że w ten sposób należy argumentować zaistniały problem, jeżeli będziemy mieli jakiekolwiek wątpliwości ze strony rodziców co do naszej filozofii prowadzenia drużyny. Musimy również pamiętać, że piłka dziecięca różni się od seniorskiej tym, że w seniorskiej gramy dla wyniku. I prowadząc jednocześnie drużynę seniorów i dziesięciolatków, musimy pamiętać o wcześniejszym zdaniu.

Pamiętajmy o tym, że w dzisiejszych czasach wyręczamy dzieci prawie we wszystkim. Ubieramy je, pomagamy w odrabianiu lekcji, czasem nawet karmimy. Ich dzisiejsza rozrywka też nie zmusza ich zbytnio do myślenia, ponieważ zazwyczaj zamykają się w świecie telefonu i nie muszą wtedy podejmować zbyt skomplikowanych decyzji. Jeżeli będziemy myśleli za nich na boisku, to po pierwsze, nie wychowamy pokolenia kreatywnych piłkarzy, a po drugie, nie nauczą się oni wyciągać wniosków z popełnionych błędów, i po trzecie, nie będziemy wiedzieli, czy to, w jaki sposób trenujemy, czyli jakie zadania dajemy zawodnikom podczas treningu, ma swoje odzwierciedlenie podczas meczu. Pamiętajmy również, że przy pełnych trybunach 50-tysięcznego stadionu nasz zawodnik i tak nas nie usłyszy i sam będzie musiał podejmować decyzje. I co wtedy? Konsole zostawmy w domu i włączmy rzeczywistość

Źródło: Asystent Trenera nr 1/2018 (26)

Drodzy Czytelnicy,

jeśli macie ochotę podzielenia się swoimi przemyśleniami na łamach AT na ten czy inny temat,

przysyłajcie swoje felietony na adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript..

Jeden warunek: ich objętość musi zamykać się w przedziale 4–5 tys. znaków.